Ty się nie zmieniaj, już taki zostań,
.jpg)
Wielka woda
Na początku twoim światem jest matka.
Potem twój „kosmos” rozrasta się nieskończenie, by pewnego dnia zatrzymać się nad brzegiem wielkiej wody. Wielu zawraca, niektórzy próbują obejść, nieliczni doznają zaś tego dręczącego pragnienia poznania niewiadomego, jak Izabela pragnąca zbliżyć się tak do Boga, by móc dotknąć jego istoty.
Niepokój rzeczy wielkich zmusza do poszukiwań, więc kiedy spotykasz swoją Izabelę, wsiadasz na własną Santa Marię i wyruszasz do kresu oceanu, by zobaczyć, co jest za krawędzią.
Lecz wielka woda to tylko kolejne rozczarowanie: nie można dotknąć Boga, nie da się spojrzeć „za krawędź”. Pozostaje powrót do źródeł.
Ocean obmyje cię kolejnym przypływem porywając spod stóp ostatnie ziarnka piasku…
Bez tej miłości
Był rok 1980, sierpień, a ja gdzieś w Luizjanie, z polskim węglem w ładowni PŻM-owskiego trampa. Postój na tyle długi, że zdążyłam zaprzyjaźnić się z niemal całym tubylczym shipservicem, ba, nawet rozważałam propozycję pracy, bo potrzebowali akurat kogoś z francuskim.
Zachwycający Nowy Orlean, zdumiewająca Missisipi z aligatorami spacerującymi przy szosie jak dziki po Wrocławiu, mieszkanie za 400 dolarów miesięcznie i „życie” za grosze, jak to w USA. Pokusa. „Tam” przecież nic się nie zmieni, będzie powtórka z 1970, apotem dalej to samo.
Zostaję?
W Radiu Ameryka wiadomości malujące czarne obrazy, oczami wyobraźni widzę już krew na ulicach. Zostaję?
Do Szczecina zawinęliśmy na początku września. Trwały strajki, do pracy na kamasz i godziny w kolejkach po cokolwiek. Bo nie zostałam.
Dlaczego nie zostałaś – zapytał ojciec, gdy obładowana wszelkim amerykańskim dobrem dotarłam do domu. Uśmiechnęłam się durnowato, bo przecież by nie zrozumiał – a może jednak?
Bo jak opowiedzieć taki sen, gdzie siedzisz na jakimś Turbaczu i gapisz się na tę najpiękniejszą w świecie kratę pól, snopki zżętego zboża i wijącą się rzekę? I jedziesz dziurawą wąziutką asfaltówką między wierzbami Szopena. Jak wyrzec się tego wszystkiego za kilka dolarów więcej?
„…Bez tej miłości można żyć, mieć serce suche jak orzeszek, malutki los naparstkiem pić…”
Tylko że ja nie potrafiłam, ja „…nie będę ptakiem wypłoszonym, ani jak puste gniazdo po nim.”
styczeń 2018; aparat: Zenza BRONICA SQ-A, obiektyw: ZenzanonS f:2.8,
f=80mm, z ręki, czas 1/15 sek., f11.0, ISO 400 (Ilford HP5+), wywołanie
negatywu i opracowanie obrazu: wywołanie własne: Ilfotec DD-X (1+4, 9.0
min.), digitalizacja negatywu i "cyfrowa ciemnia".