W ramach
okresowego sprawdzania, czy aparaty, które stoją u mnie na półce - jeszcze są
sprawne, przeprowadziłem kontrolne "strzelanie" kilkoma
"małoobrazkowcami". Na co dzień nie fotografuję "analogowo"
takimi aparatami - więc przy okazji chciałem poczuć filing bycia
"fotografem analogowym". ---
Kolejny "testowany" aparat to Fed 2, z "firmowym" -
obiektywem (I-26m, 2.8/52). Widoczny
na zdjęciu pierwszym. Stoi u mnie na półce od bardzo dawna, nie robiłem nim
dotąd zdjęć.
Dla celów kontrolnych - założyłem film Ilford HP5+ (36 klatki). Naświetlałem
według wskazań światłomierza zewnętrznego Gossen. Wywołałem negatyw w Ilfotecu
DD-X, zgodnie z zaleceniami producenta.
Negatyw został zdigitalizowany w mojej "cyfrowej ciemni"
(przefotografowany) na podświetlarce aparatem cyfrowym Canon EOS 7D z
obiektywem Canon Macro EFS 35 mm. Przy świetle podświetlarki 5500 st. K, oraz
przy przysłonie f8.0.
Kilka słów na temat opracowania obrazów:
- Tym razem zdjęcia są pomieszane - niektóre "edytowane", niektóre
całkowicie opracowane w "cyfrowej ciemni", niektóre częściowo. Tak
czy inaczej - decyzja o zamieszczeniu zdjęcia w takiej lub innej formie była
całkowicie przemyślana.
Kolejny dotyczy aparatu z "nieco innej półki technologicznej" - jakby powiedzieli niektórzy z moich znajomych. Po bardzo okazyjnej cenie nabyłem w Antykwariacie Grochowskim egzemplarz aparatu Yashica FX-7, wraz z oryginalnym japońskim ("firmowym") obiektywem: MC Image Auto Zoom, f-28-80 mm, 1:3.5-4.5.
Aparat ma wbudowany pomiar światła i - o dziwo - po wymianie bateryjki i odnalezieniu odpowiedniego przycisku - diodki świecące się na zielono lub czerwono zareagowały. Nie wiem co działo się z aparatem zanim założyłem do niego negatyw. Zanim go kupiłem - leżał w witrynie w Antykwariacie przynajmniej przez rok...
Sprawdzanie miało miejsce już w trakcie jesiennych ograniczeń
związanych z pandemią, tak więc większość zdjęć robiłem w pomieszczeniach
zamkniętych, przez okno (szyba), choć oczywiście nie wszystkie.
Jednocześnie postanowiłem "przetestować" wskazówki udzielane podczas
fotografowania przez "automatykę" pomiaru.
Pierwszy negatyw naświetlałem wykorzystując wyłącznie "pomiary
aparatu". Gdy udało mi się - zmieniając czas i przysłonę - doprowadzić do
zapalenia się wyłącznie zielonej diody - robiłem zdjęcie.
Drugi negatyw poświęciłem na porównanie - jedno zdjęcie robiłem na podstawie
"zielonego światła", kolejne - ten sam kadr, ogniskowa - ustawiając
czas i przysłonę według wskazań światłomierza zewnętrznego. Co więcej - już
wyłącznie dla własnej rozrywki różnicowałem pomiary owym światłomierzem - na te
z nałożoną "kopułką rozpraszającą" i na takie bez niej.
Na zakończenie testu postanowiłem pobawić się w "fotografię
kreatywną" - to ostatnie fotografie w zestawie...
Zdjęcie samego bohatera - oczywiście zrobione Zenzą BRONICĄ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz