środa, 3 lutego 2016

Magia fotografii



Magia fotografii…



 Piękny krajobraz, szczegół dostrzeżony kątem oka, zdarzenie, sytuacja – pragniemy je zapamiętać, utrwalić, pokazać innym. Podzielić się – poprzez demonstrację swoimi uczuciami, emocjami z danego momentu.

Dlatego tak lubimy fotografować.

Przyjemność fotografowania – oglądania fotografii – to przyjemność „wielopiętrowa”. Moment podjęcia decyzji, moment oglądania, chwila, w której inni widzą to co myśmy zobaczyli – to podstawowe poziomy tej przyjemności.


 Dla osób zajmujących się tak zwaną „fotografią tradycyjną” tych poziomów/pięter jest jeszcze więcej:

podjęcie decyzji;

dobór nastaw;

wywołanie negatywu;

tworzenie pozytywu;

moment oglądania gotowej fotografii;

prezentacja innym…



To wszystko sprawia, że gdy choć raz przeżyje się te emocje – ciężko z nich zrezygnować.



 Zbieg okoliczności (no może nie tylko...) sprawił, że zainteresowałem się fotografią archiwalną – a dokładniej współczesnym odtwarzaniem obrazów z negatywów naświetlonych w latach minionych. Zainteresowanie zmieniło się w hobby – zbieranie szklanych negatywów. Pięćdziesiąt, siedemdziesiąt, sto lat temu ktoś podjął decyzję – uwiecznił moment, widok, sytuację. Prawdopodobnie efekt pokazał swoim najbliższym, może także obcym. Z pewnością odczuli magię fotografii – zapewne ich odczucia były silniejsze, zwłaszcza w czasach, gdy fotografia nie była tak popularna jak współcześnie... Minęły lata – zmienił się Świat, zmienili ludzie - a niektóre z tych zapamiętanych momentów – w formie nieomal pierwotnej – przetrwały.



Wszystko zaczyna się od otwarcia przesyłki. 

 Pierwszy etap – podjęcie decyzji – jest bardzo często bardziej „grą w ciemno” niż postanowienie o wykonaniu zdjęcia. Fotografując – widzimy to co chcemy uwiecznić – kupując/dostając archiwalny negatyw często nie wiemy - o nim, o tym co na nim widnieje, kto go wykonał, z jakiego powodu - niczego.

Otwieramy pomalutku pudełko – delikatnie wyjmujemy szklany prostokąt i – unosząc go pod światło – próbujemy się zorientować… co tam jest, czy zdjęcie „się udało” Autorowi, jaki był jego zamysł na fotografię…

Kolejny etap – emocje narastają… Oczyszczona płytka ląduje na podświetlarce. Ułamki sekundy (a czasem kilka sekund) i na matrycy aparatu zapisał się wierny obraz.

I kolejny etap – tym razem tylko cierpliwość – czyli przegranie pliku do komputera.

W momencie, gdy na monitorze pojawia się powiększenie negatywu – emocje znów narastają. 
 

 Chwila – kilka kliknięć myszką – i na monitorze widzimy pozytyw. Obraz zatrzymany przez Autora dziewięćdziesiąt lat temu…
 I tu następuje „bonus”. Coś – czego nie przeżywają „zwykli” fotografowie. Bo – jak już napisałem wcześniej – gdy sami fotografujemy, wiemy co chcieliśmy zatrzymać w pamięci, jakie emocje, uczucia towarzyszyły nam w momencie fotografowania.

Oglądając – wyłaniającą się „z głębi czasu” fotografię zrobioną przez kogoś, kto żył w całkowicie innym świecie – przeżywamy nie tylko własne emocje ale możemy próbować przeżyć emocje tamtych ludzi…

Choć to prawie niemożliwe…

ps. prezentowane zdjęcie - to mój najnowszy nabytek. Negatyw szklany (8x12 cm), pochodzący prawdopodobnie z Niemiec, zdjęcie zostało - zapewne - wykonane w latach 20-tych XX wieku. Przefotografowane cyfrowo i opracowane w "cyfrowej ciemni".
Jako dodatek - inna fotografia pochodząca z tego samego zakupu...
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz